Dzisiaj mam dla Was coś innego. Niedawno napisałam Wam, że wracam do pisania, jednak, że będzie to troszkę coś innego. Chcę urozmaicić tego bloga, aby nie pojawiały się na nim jedynie recenzje książek, ale i coś innego. I tak dzisiaj przychodzę do Was z pierwszym (no, w zasadzie drugim, pierwszy tu: klik) postem około książkowym od mojego powrotu.
Zostałam zaproszona do wyzwania przez Jadwigę z bloga Zajęcza Nora, która przygotowała świetną zabawę dla blogerów, która ma trwać przez 10 tygodni. Ja z tym postem oczywiście jestem spózniona, więc za kilka dni powinien pojawić się kolejny post! Nie przedłużając.
![]() |
grafika: https://bibliotekazajeczanora.blogspot.com/ |
Dzisiejszy post to opowieść o tym, jak rozpoczęłam swoją przygodę z czytaniem, czyli MÓJ PIERWSZY RAZ z książką.
Z książkami miałam styczność od zawsze. Odkąd tylko pamiętam, były one obecne w moim życiu. Rodzice mi nie czytali, to nie oni zaszczepili we mnie miłość do książek. Nie pamiętam tego dokładnie, ale mama opowiadała mi, że to dziadek zawsze mi czytał książki, bardzo często, do tego czasu, aż znałam je na pamięć! Oprócz dziadka były ciocie, które podrzucały mi książki, czytały je i opowiadały bajki!
Gdy poszłam do szkoły, bez problemu nauczyłam się szybko i płynnie czytać. Pamiętam czytanki, które czytaliśmy na lekcji na ocenę. Nie mogłam się nadziwić kolegom i koleżankom, którzy ledwo składali litery, aby przebrnąć przez pierwsze i kolejne zdania, a ja już cały tekst zdążyłam przeczytać.
Potem była wyprawa do biblioteki. To też było jakoś w pierwszych latach podstawówki, pierwsza, może druga klasa. Tak mi się spodobało, że postanowiłam się od razu zapisać. (Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wszyscy uczniowie byli już zapisani!) Z uśmiechem na twarzy wyszłam z biblioteki szkolnej niosąc książkę (której tytułu do dzisiaj nie pamiętam!). Wiem, że to była czerwona książka, w twardej okładce z wozem strażackim, Kaczorem Donaldem i małymi kaczorkami (gdyby to kogoś w ogóle interesowało!).
Wróciłam do domu i zaczęłam czytać. I tak zaczęłam przychodzić do biblioteki bardzo często. Z Panią bibliotekarką bardzo się polubiłam (i nawet do dzisiaj mamy super kontakt!), więc wyprawy do biblioteki były dla mnie przyjemnością. Czytałam różne książki. Najpierw jakieś bajeczki, wierszyki dla dzieci, potem przyszła pora na komiksy z Kaczorem Donaldem, które wprost uwielbiałam, seria o Martynce, którą do dzisiaj wspominam z uśmiechem na twarzy. I książka, która sprawiła, że pokochałam czytanie. Była to "Matylda" Roald'a Dahl'a. (Powiedziałam mamie, że to lektura, którą koniecznie muszę przeczytać, zamiast czytać to, co faktycznie mieliśmy zadane!). Potem "Ten obcy", seria "Bezsennik czyli o czym dziewczyny rozmawiają nocą" i wiele wiele innych (może kiedyś napiszę posta o moich pierwszych książkach!).
Tak właśnie zaczęła się moja przygoda z czytaniem. Pani bibliotekarka, która zawsze świetnie umiała doradzić oraz starsi koledzy (ja podstawówka, oni gimnazjum), którzy pożyczali mi wszystkie części "Mikołajka", bo w bibliotece nie było. Potem samo poszło, zapisałam się do gminnej biblioteki i przepadłam!
A jak u Was zaczęła się przygoda z czytaniem? Dajcie mi koniecznie znać, jestem bardzo ciekawa!
U mnie miłość do książek zaszczepili rodzice. Nie pamiętam, czy dużo mi czytali, gdy byłam mała, ale za to wiem, że zanim poszłam do zerówki zadbali o to, bym umiała płynnie czytać i pisać - pochłaniałam książki w trybie natychmiastowym, od jakichś opowiastek o wróżkach i księżniczkach po Pottera, po którego sięgnęłam mając niespełna 7 lat. Tak jak Ty nie mogłam się nadziwić, że moi rówieśnicy z ledwością składali pierwsze zdania, gdy ja już zdążyłam przeczytać cały tekst kilka razy! Jeśli chodzi o mój niegdysiejszy gust czytelniczy, od samego początku sięgałam po "poważniejsze" książki, niektóre z perspektywy czasu uznaję za nieodpowiednie nawet dla dziecka w moim wieku - od pierwszej klasy wściekałam się na panie bibliotekarki, że cały czas wciskają mi książeczki o nauce liczenia, gdy ja chciałam coś bardziej poważnego i interesującego. Niestety, w przeciwieństwie do Ciebie, nigdy nie spotkałam bibliotekarki, którą bym polubiła... pamiętam w drugi czy trzeci dzień szkoły poszliśmy do biblioteki wspólnie z wychowawczynią i każdy musiał się zapisać oraz wypożyczyć jakąś książkę - nasza pani bardzo dbała o to, byśmy poznali magię czytania i często polecała nam jakieś ciekawe tytuły. Kojarzę, że wzięłam "Małą owieczkę", która była dosyć lekką i króciutką lekturą, z której nie byłam zadowolona - awanturowałam się z bibliotekarkami o trzecią część Harry'ego Pottera, której niestety nie chciały mi dać, twierdząc, że jeszcze nie umiem czytać i nie poradzę sobie z tak długą lekturą. Wtedy, jak przystało na mola książkowego nieco się zdenerwowałam, więc wzięłam najgrubszą książkę, jaka pierwsza rzuciła mi się w oczy - chyba to byli "Krzyżacy", otworzyłam na przypadkowej stronie i zaczęłam czytać. O dziwo, udało mi się przebrnąć przez kilka zdań tej ciężkiej lektury, ale pani bibliotekarka wkurzyła się na mnie i stwierdziła, że i tak da mi coś "odpowiedniejszego". I tak właśnie zakończyłam przygodę ze szkolną biblioteką...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na recenzję "The Murder Complex" Lindsay Cummings! pattbooks.blogspot.com
Ja od zawsze lubiłam czytać. Pamiętam, że w drugiej klasie podstawówki dostałam dyplom za najwięcej przeczytanych książek w całej szkole :D
OdpowiedzUsuńhttp://lowczyniksiazekk.blogspot.com/
Mnie po prostu pewnego dnia zapisała do biblioteki kuzynka i tak mi się podobało tam, że postanowilam sobie, że bedę chodzić jak najczęściej! Zresztą, tak jak Tobie, czytanie szło mi bardzo dobrze i nigdy nie sprawiało problemów, lubiłam czytać czytanki w szkole, lektury.../Karolina
OdpowiedzUsuńDwie Perspektywy Blog [Klik]
U mnie w domu czytano od zawsze :) jak miałam 6 lat to umiałam już płynnie czytać i na lekcjach z nauką literek nudziłam się niemiłosiernie :) a moją pierwszą książką wypożyczoną w bibliotece w wieku lat 7, była trzystostronicowa książka o jelonku Bambi :)
OdpowiedzUsuńNie jesteś spóźniona, czas na opublikowanie historii jest do 25.09 :)Ale cieszę się, że to zrobiłaś już bo bardzo przyjemnie mi się czytało :D
OdpowiedzUsuńPanie bibliotekarki... co byśmy bez nich zrobili? To bratnia dusza każdego czytelnika. Chociaż czytałam taką historię gdzie bibliotekarka zniechęciła do biblioteki, ale na szczęście nie do książek!
OdpowiedzUsuńZachęcam wszystkich innych do brania udziału w wyzwaniu!
O! "Ten obcy" to jedna z pierwszych książek, które naprawdę mi się spodobały! Miałam nawet czytać kontynuację, ale ostatecznie jakoś mi to umknęło. W moim przypadku jednym z najważniejszych czynników, które doprowadziły do tego, że zaczęłam czytać, była chyba spora ilość książek Lucy Maud Montgomery, jakie znalazłam w domu (chociaż o dziwo "Anię z Zielonego Wzgórza" przeczytałam dużo później). Wciąż pamiętam swoją radość (powiedziałabym, że wręcz euforię) po skończeniu "Emilki ze Srebrnego Nowiu" (bardzo chciałabym kiedyś do tej serii wrócić), albo jak pozytywnie zaskoczona byłam odnalezieniem w "Historynce" opowiadania omawianego kiedyś na lekcji polskiego. A wcześniej były jeszcze bajki do Disneya, miałam całą kolekcję. :D
OdpowiedzUsuń