Tak jak obiecałam, dziś przychodzę do Was z kolejną częścią wywiadu z Niną Reichter! Zachęcam do czytania i wyrażania swojej opini w komentarzu.
9. Dlaczego wybrała Pani akurat taki tytuł powieści? Czytelnicy z tytułową ostatnią spowiedzią spotykają się dopiero pod koniec trzeciego tomu. Miała Pani od razu cały zarys fabuły, czy skąd wziął się ten tytuł?
Miałam zarys fabuły (jeśli nie cały, to na pewno część, do której tytuł się odnosi). Jednak w „Ostatniej spowiedzi” chodziło o coś innego. Tytuł, gdy powieść powstawała, symbolizował moją własną ostatnią spowiedź. Wyrzucenie z siebie emocji i wyspowiadanie się z grzechów. Co ubrałam oczywiście w szaty przeżyć innych ludzi…
10. Czy zmieniała coś Pani w fabule tej historii, która zamieszczona była na blogu, czy została ona wiernie odtworzona?
W fabule – nie. A przynajmniej nic istotnego. Wyrzuciłam kilka scen, parę dopisałam, ale nie miały one znaczenia dla fabuły – to było raczej uzupełnienie, dopieszczenie wątków, które wcześniej pominęłam. Przed publikacją książki zmieniłam imiona kilku bohaterów i nazwę zespołu, ale to kosmetyka. Także – fabularnie jest to ta sama historia, co pierwotnie. Bo przecież… historii nigdy nie należy zmieniać (puszcza oko).
11. Pamięta Pani swoje pierwsze opowiadanie, które było napisane do szuflady? O czym ono było?
Opowiadaniem bym tego nie nazwała, ale napisałam pozew na rozprawę rozwodową moich rodziców. Miałam wtedy 7 lat i miało to miejsce po ich kłótni. Oczywiście nie było to pismo prawnicze spełniające wymogi formalne – raczej dziwaczny wniosek, przypominający dziecięce listy do burmistrza, przyprawiony krztą prawniczego bełkotu zasłyszanego w domu. Moi rodzice ubawili się setnie – i nawet nie wydawali się zmartwieni (chociaż na ich miejscu właściwie nie wiem, co bym pomyślała). W każdym razie pozew był proroczy, ale tylko w kwestii moich studiów. Rodzice nadal są razem, już chyba 40 lat.
12. Co sprawia Pani największą trudność podczas pisania?
Czasami to wyrzucenie z dialogu wszystkich błahych kwestii, których w prawdziwym życiu ludzie wypowiadają mnóstwo, a w dialogach nie powinny się one znaleźć. Oczywiście – to nie zasada generalna. Czasem się one przydają, przy innej okazji rażą. Jednak ja lubię zacząć od czegoś ciekawego i z reguły muszę nad tym pomyśleć – to nie przychodzi samo.
13. Jaka scena z OS jest Pani ulubioną?
To pytanie, które również bardzo często się powtarza. Trudno wybrać ulubioną scenę w trzytomowej serii, gdzie scen jest mnóstwo i każdej z nich oddało się kawałek siebie. Moim ulubionym tomem jest jednak III – więc na pewno byłaby to któraś ze scen zawartych właśnie w nim.
Ok, ale dajmy Wam konkret. Nie nazwę tej sceny ulubioną – jednak jestem bardzo przywiązana do tych chwil w apartamencie na Sendinger Strasse, gdy Brade przerywa trasę koncertową, wraca do domu, i zdenerwowany rzuca Ally wydrukowane zdjęcia na podłogę. Wszystko to, co dzieje się potem, to kwintesencja tego rodzaju emocji, jakie lubię w książkach i na ekranie.
![]() |
Stąd: klik |
14. Pytanie od Krystiana: Na ile wydarzenia z Pani własnego życia mają wpływ na to co Pani tworzy w swoich książkach? Czy stara się Pani odzwierciedlać w pewnym stopniu ludzi i wydarzenia wokół siebie czy wszystko od początku do końca zmyśla w swojej głowie?
Myślę, że nie da się „wszystkiego od początku do końca” zmyślić. To po prostu niemożliwe. Każdy pisarz wplata do książek elementy z własnego życia – chociażby dlatego, że to łatwiejsze niż tworzenie nowych, a poza tym elementy te same się nasuwają. Wskakują po prostu na właściwe miejsce, kiedy są potrzebne. Także – powieści oczywiście są wytworami wyobraźni. Ale inspiracją jest życie.
15. Pytanie od Krystiana: Czego najbardziej boi się w swoim życiu Nina Reichter?
Bolesnej śmierci. I świadomości umierania – a raczej świadomości nieuchronności tej śmierci – np. podczas awarii lotniczej lub przy chorobie nowotworowej. Kiedyś bałam się zapomnienia. Tego, że nie dokonam niczego ważnego ani znaczącego. Wyrosłam z tego strachu, gdy uświadomiłam sobie, że obojętnie co w życiu osiągnę, najdalej za dwa pokolenia wszyscy już będą mieć to w nosie. Naprawdę – szczerze i głęboko. Będą mieć własny wyścig. Własny kołowrotek. Własne marzenia, demony do pokonania, własne problemy i aktualne autorytety. Więc dałam sobie spokój z tym irracjonalnym strachem. A niech o mnie zapomną;) To uwalniające.
16. Wiem, że była Pani obecna na Targach Książki w Krakowie. Jak Pani je wspomina i co Pani o nich myśli?
To było świetne – tym bardziej, że nikt nie spodziewał się przybycia tak ogromnej liczby czytelników.
Ciężko opisać wyjątkowość takiego przeżycia – szczerze mówiąc kalkulowałam, że event ze mną w roli gościa, na jaki przyjdzie ok. 200 osób, będzie możliwy za jakieś…15 lat!
I jeżeli mogę przyznać, że pisane recenzje moich książek traktuje często z przymrużeniem oka, to – nie mogłam traktować lekko poświęcenia, jakim jest stanie przez trzy godziny w kolejce. To niesamowite. Bardzo to doceniłam. To właśnie dzięki czytelnikom i temu, ile przekazali mi dobrych emocji, ten dzień, zamiast być dniem pracy, stał się zupełnie wyjątkowy.J
17. Na koniec chcielibyśmy się dowiedzieć, co Nina Reichter sądzi o blogosferze książkowej?
Cieszy mnie, że tylu młodych ludzi lubi książki i zajmuje się ich recenzowaniem. Cieszy mnie, że czytelnictwo nie zanika (choć akurat w tę często powielaną bzdurę nigdy nie wierzyłam) – czytelnictwo jedynie się zmienia. Młody człowiek rzadziej sięga dzisiaj po książkę w formie fizycznej, czyta natomiast więcej tekstów (chociażby publicystycznych) niż jego rówieśnik 20 lat temu. Teraz bez przerwy coś czytamy – w Internecie.
Natomiast co sądzę o „blogosferze książkowej” – dokładnie to samo, co o wszystkich innych „sferach”, gdzie funkcjonują kółka wzajemnej adoracji. Komentarz za komentarz, lajk za lajk. Prowadziłam bloga – znam te zasady. Więc idea jest jak najbardziej godna pochwały – a rzeczywistość, no cóż, ma swoje cienie. Smuci mnie, jeśli wiem, że na 30 komentarzy pod recenzją, 15 pochodzi od osób, które tej recenzji prawdopodobnie w ogóle nie przeczytały – no ale to nie moja sprawa. Dziwi mnie też, jeżeli osoba, która zrecenzowała książkę bardzo pozytywnie, pod negatywną recenzją wstawia komentarz – „Masz rację” – chyba w imię kuriozalnej odmiany koleżeńskiej solidarności. Ale to również nie moja sprawa.
Moja sprawą jest natomiast to, ile młodych osób czyta – i jeżeli blogi zachęcają do tego chociaż mały dodatkowy procent – to już wartościowa inicjatywa. A jeżeli prowadzone są rzetelnie i z pasją – to resztę pomijam milczeniem.
Jak widzicie, Nina Reichter jest bardzo ciekawą osobą. Mam nadzieję, że udało nam się zainteresować Was nią. Jeśli jeszcze nie czytaliście Ostatniej spowiedzi, mam nadzieję, że po tych dwóch notkach nadrobicie zaległości :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Cześć!
Bardzo się cieszę, że tutaj jesteś. Chciałabym, abyś podzielił(a) się swoim zdaniem na temat przeczytanego postu. Będzie mi bardzo miło.