„Usłyszałem dźwięk. Przeciągłe, powolne
westchnienie. Nie ludzkie westchnienie, w żadnym razie. Zabrzmiało tak, jakby
ktoś odkręcił niewidzialny zawór parowy. A potem zapadła cisza. I na tym się
skończyło. Przynajmniej tego dnia.”
„Joyland” jest pierwszą książką Stephena
Kinga, jaką przeczytałam. Jak to nazwała pewna dziewczyna z grupy na facebooku,
do której należę – jest to pozycja „niekingowa”. Po przeczytaniu wiem, że miała
absolutną rację. Bazując tylko na tej książce, nigdy nie nazwałabym tego autora
królem horrorów. Jeśli więc, podobnie jak ja, pragniecie rozpocząć swoją
przygodę ze Stephenem Kingem, nie sięgajcie w pierwszej kolejności po
„Joyland”. Nie znaczy to jednak, że jest zła, wręcz przeciwnie – to dobra
książka, po prostu jest „niekingowa”, haha. ;)
Devin będąc biednym studentem postawia
sobie dorobić w wakacje. Zatrudnia się w parku rozrywki, tytułowym Joylandzie.
W czasie tych dwóch miesięcy wiele rzeczy zmienia się w jego życiu. Chłopak nie
spodziewa się, jak wielką rolę odegra w nim wesołe miasteczko. Devin odkryje w
sobie duszę kuglarza i zafascynuje się historią ducha, który podobno straszy w
Joylandzie. Czy uda mu się poznać tajemnice zamordowanej Lindy Gray?
Pierwszy raz miałam okazję czytać
książkę z perspektywy młodego mężczyzny. Zazwyczaj była to narracja kobieca
pierwszoosobowa lub w osobie trzeciej. Była to dla mnie bardzo miła nowość. Dev
to fajny główny bohater. Śledzenie wydarzeń jego oczami było dla mnie świetną
zabawą. To delikatnie złośliwy i pełen życia młody człowiek, który wywoływał
uśmiech na moim ustach swoimi dowcipnymi uwagami. Devin kojarzy mi się z
młodością. Z powodzeniem mógłby być uosobieniem definicji tego słowa; roześmiany,
zabawny, odważny i niepewny siebie. Jest takim typowym spoko gościem, który
pocieszy Cię, kiedy tego potrzebujesz, udzieli pomocy i posłuży dobrym słowem.
Moja ciocia określiłaby go mianem faceta, który idealnie nada się na męża, ale
nie na chłopaka. Najbardziej urzekły mnie jego komentarze odnoście
najróżniejszych sytuacji. Tym bardziej, że był to taki powrót do przeszłości;
Devin emeryt opowiadał o swojej młodości.
Fabuła jest prosta. Młody chłopak,
lunapark, morderca, którego próbują dorwać. Niczym szczególnym nie zaskakiwała.
Bardzo ciekawym elementem była tzw. „gadka”, mianowicie – wymyślony przez
autora slang obowiązujący w wesołym miasteczku. Tworzył on specyficzny klimat i
sprawiał wrażenie, że przekraczając bramę Joylandu przenosimy się do innej
rzeczywistości, gdzie najważniejszym towarem jest zabawa. Niewielki wątek
paranormalny nie grał pierwszych skrzypiec, jednak niezaprzeczalnie był bardzo
ważny.
„Joyland” wbrew pozorom nie jest tylko lekką
opowiastką o młodym mężczyźnie, który zaczyna przebudzać się ze swojego
pięknego, prostego życia i zaczyna zasmakowywać prawdziwego bólu oraz strachu.
To naprawdę mądra i prawdziwa książka, bije z niej szczerość i bezwzględność,
jaką charakteryzuje się życie. Niestety w rzeczywistości bardzo rzadko
występuje happy end.
Jeżeli chodzi o akcję to można ją określić
jako linię prostą. Wyraźnie nie przyśpieszyła w żadnym momencie, jak i nie
zwolniła. Szła prosto, równym tempem, nawet moment odkrycia mordercy z
lunaparku nie był wielkim BUM, choć autor przez kilka stron trzymał czytelnika
w niepewności, w czasie ich czytania trzy razy zmieniłam swój typ.
Nie będę ukrywała, że „Joyland” był dla
mnie rozczarowaniem. Miałam nadzieję liznąć nieco tych osławionych, genialnych
horrorów Stephena Kinga i choć na Lubimy Czytać książka ta figuruje jako
horror, ja bym jej tak nie nazwała. Był tylko jeden jedyny malutki moment,
kiedy wstrzymałam oddech i poczułam dreszcze. Pragnęłam ciarek na całym ciele
co piąta strona, koszmarów nocnych i przyśpieszonego ze zgrozy oddechu – nie
doświadczyłam tego – trudno. Pójdę jednak za radą i sięgnę po np. „Lśnienie”,
które z pewnością, jeśli wierzyć powszechnym opiniom, mnie nie zawiedzie.
Czy książkę polecam? Tak, aczkolwiek
osobom, które mają ochotę na jakąś przyjemną, wyważoną powieść z fajnym głównym
bohaterem i maleńkim wątkiem kryminalnym, a nawet detektywistycznym, bowiem
Devin próbował rozwiązać sprawę morderstw młodych kobiet. „Joyland” nie jest
porywającą jazdą bez trzymanki, więc jeśli to tego szukacie, ta pozycja nie
jest dla Was.
Cieszę się, że moje pierwsze spotkanie z
tym autorem było tak przyjemnie, nawet jeśli żałuję, że nie trafiłam na mrożący
krew w żyłach horror. Dla mnie była to bardzo przyjemna lektura, która nie
wryje mi się w pamięć, ale będzie miło przeze mnie wspominana.
Autor:
Stephen
King
Tytuł:
Joyland
Wydawnictwo:
Prószyński
i S-ka
Data
wydania: 6
czerwca 2013
Ilość
stron: 336
Ocena: 6/10
Ann
Stephen King w nowej odsłonie, że tak powiem. Nie znaczy wcale, że obyczajówki wychodzą mu gorzej niż horrory, książka była bardzo przyjemna :)
OdpowiedzUsuńmam ją na półce i planuje przeczytać
OdpowiedzUsuńMój brat ją ma, a ja bardzo lubię twórczość Stephena Kinga, więc jak najprędzej przeczytam :)
OdpowiedzUsuńWidzę, ze dałaś skale ocen do 20.. Jak to teraz oceniasz?
Absolutnie nie zmieniłam skali. Z tą recenzją dzieją się dziwne rzeczy, nawet o innej godzinie niż chciałam się ukazała. Musiałam mieć gorszy dzień, kiedy przeprowadzałam korektę. Moja wina. :(
UsuńFaktycznie nie od tej książki Kinga zaczęłaś :) Polecam Ci "Misery" i "Cmętarz zwieżąt" - zdecydowanie kingowe ;D
OdpowiedzUsuńObie są wysoko na mojej liście "Do przeczytania", słyszałam, że to książki bardzo "kingowe". :) Dziękuję!
UsuńJa tam wolę Kinga w wersji bardziej mrocznej ;D
OdpowiedzUsuńWłaśnie tej "mroczności" chciałam zasmakować!
UsuńTeż rozpoczęłam swoją przygodę z twórczością Kinga od "Joyland" i jestem z tego bardzo zadowolona, może właśnie dlatego, że dobrze wiedziałam na co się porywam, że jest to książka niezbyt "kingowa". I chętnie przeczytałabym kolejne tego typu powieści jego autorstwa. ;D
OdpowiedzUsuńChciałam kiedyś zacząć czytać Kinga, i myślałam by zacząć od tej pozycji, lecz chyba zostawię ją na inny czas, a wezmę się za jakąś pospolitą z dawnych lat:)
OdpowiedzUsuńJa na twoim miejscu bym tak zrobiła. Powinnam była poczytać opinie o "Joylandzie", zanim po niego sięgnęłam.
UsuńSłyszałam, że to najsłabsza książka Kinga. Jeżeli ktoś chcę zaczynać z nim swoją przygodę powinien sięgnąć po starsze dzieła :)
OdpowiedzUsuńBardzo chcę po tę książkę sięgnąć, bo wyżej cenię sobie Kinga w wersji obyczajowej niż strasznej. ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie od jakiej najlepiej zacząć? Słyszałam o tym autorze same dobre rzeczy, więc nie chcę sobie zepsuć wrażenia ;p
OdpowiedzUsuńHello, i think that i saw you visited my website thus i came to “return the favor”.I am attempting to find things to improve my site!I suppose its ok to use a few
OdpowiedzUsuńof your ideas!!
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńVery nice article, just what I needed.
OdpowiedzUsuń