Przeczytawszy, że USA Today napisał:
„Debiutancka powieść Meyer to klasyczna baśń, Terminator i Gwiezdne Wojny
w jednym” wiedziałam, że nie jest to książka w moim guście. Nie przepadam za
science fiction, baśniami i futurystycznymi historiami, a „Gwiezdne Wojny”
zawsze przykro mi się kojarzą, ponadto nigdy nie przepadałam za zapoznawaniem
się z nowymi adaptacjami baśni. Będąc jeszcze w 1-3 miałam pewne problemy
zdrowotne, czego skutkiem było nauczanie domowe przez rok. Od czasu do czasu
opiekował się mną wujek. Cóż może robić facet w średnim wieku z ośmiolatką? Katował
mnie filmami, oczywiście takimi, które jemu się podobają. Między innymi były to
„Gwiezdne Wojny”, a ja nie mając wiele do gadania, oglądałam. Zrozumiałam już
wtedy, że nie są to klimaty dla mnie, bowiem film niezbyt mnie urzekł.
Podeszłam więc do „Cinder” z rezerwą.
Cinder jest 17 letnim cyborgiem i jednym
z najlepszych mechaników w Nowym Pekinie. W wieku jedenastu lat została
zaadoptowana przez Garana Linh, jednak po jego śmierci opiekę nad nią przejęła
jego żona, która nie znosi przybranej córki. Pewnego dnia Cinder spotyka na
targu księcia Kaito, który w przyszłości miał objąć rządy po ojcu. Tego dnia
ruszyła lawina zdarzeń, która odsłoniła sekrety z niejasnej przeszłości Cinder.
Ciężko jest mi ocenić tę książkę,
zważywszy na fakt, że nie są to moje klimaty. Byłam jej
jednak bardzo ciekawa,
bo na jej temat krążyły bardzo pozytywne opinie, nie jestem pewna czy słusznie.
Cinder jest bohaterką nijaką; ani
szczególnie zdolna, ani mądra, piękna czy charyzmatyczna. Gdyby nie to, że jest
cyborgiem, byłaby przeciętniakiem do potęgi n-tej, jakich wiele na świecie.
Oczywiście, co stało się już jakąś tragiczną regułą, zwróciły się na nią oczy
potężnych, pięknych, ważnych i bogatych. Dziewczyna sama w sobie nie ma nic
interesującego. Nie wykazuje się elokwencją, dowcipem, pewnością siebie lub
talentem. Jest po prostu zwyczajna – nudaaaaaaaaaa! Ma jednak cechy, które
doceniłam. Zaimponowało mi, iż nie przyjęła pokornie i z rezygnacją swojego
losu – pragnęła i dążyła do ucieczki z miejsca, gdzie będąc cyborgiem jest
obywatelem drugiej kategorii. Nie dała całkowicie wryć sobie w mózg, że
wszystko, co złe jest jej winą, jak utrzymywała jej prawna opiekunka. Cinder
oponowała, choć nie mogła wygrać, bo prawo nie było po jej stronie.

Wątek romantyczny nie wzbudza emocji.
Niby coś tam się dzieje, ale do końca nie wiadomo, jak to między nimi jest. Od
początku jest jasne, że nie jest to związek, który dobrze lokuje na przyszłość,
dobrze więc byłoby nadać uczuciom bohaterów intensywności. Tak niestety się nie
stało, przez co ta niby romantyczna relacja, przechodzi bez echa.
Akcja nie idzie równym tempem. Przez
pierwsze ponad sto stron brnęłam z niemal fizycznym
wysiłkiem, gdyby ktoś mi
się przyjrzał, dostrzegłby kropelki potu, które w tym czasie zrosiły moje
czoło. Potem jednak zaczęło się coś dziać i rzeczywiście się wciągnęłam,
zaczęłam snuć domysły – jak się później okazało były celne. Następnie jednak
ponownie się znudziłam i dopiero dosłownie ostatnie strony książki mnie
zaciekawiły i dały nadzieję, że kontynuacja może okazać się interesująca.
Zamierzam złapać w najbliższym czasie „Scarlet”, która już czeka na półce.
„Saga Księżycowa” choć nie jest idealną
historią dla mnie, jednak jest fajną pozycją. Osobiście nie znalazłam w niej
nic, co zrobiłoby na mnie wrażenie. Nie chciało mi się sikać z podniecenia i
nie piszczałam z ekscytacji. Jeśli jednak gustujecie w takich klimatach, to
zapewne będziecie zadowoleni z „Cinder”.
Autor:
Marissa
Meyer
Tytuł:
Cinder
Wydawnictwo:
Egmont
Data
wydania: 17
października 2012
Ilość
stron: 440
Ocena:
7/10
Ann
Dałam tej książce taką samą ocenę, ale jednocześnie oceniam ją znacznie lepiej :-) Jakoś tak przyzwyczaiłam się do skali ocen z LC, gdzie 7 to powieść bardzo dobra i upodobałam ją sobie. Mimo że oceniłam ją tak, nie będę czytała kontynuacji, bo nie lubię, gdy wydawnictwo robi mnie w bambuko i nagle informuje, że nie skończy danej serii. Popraw sobie literówkę, bo napisałaś, że związek dobrze lokuje na przyszłość ;-)
OdpowiedzUsuńJa dałam taką, a nie inną ocenę, ponieważ nie chciałam być nieuczciwa względem osób, które lubią taką tematykę. Wiedziałam, że nie jest to coś dla mnie i fakt, że po przeczytaniu nie byłam zachwycona wcale mnie nie zdziwił, nie chciałam jednak odstraszać osób, które mogłyby tę książkę naprawdę polubić.
UsuńNie ma błędu, napisałam, że "NIE jest to związek, który dobrze lokuje...". ;) Ale dzięki za czujność!
Oki, ale miałaś chyba na myśli rokuje :-)
UsuńTym razem to chyba coś zdecydowanie nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńJa osobiście nowe adaptacje bajek uwielbiam i zaczytuje się w nich namiętnie. I Cinder mam w planach, ale pewnie dopiero w przyszłorocznych :-)
OdpowiedzUsuńWięc jest to zdecydowanie książka dla ciebie. Nie zwlekaj dłużej niż to konieczne! :)
UsuńCzytałam i dałabym taką samą ocenę jak ty ;)
OdpowiedzUsuńFajne, ciekawe, ale nie powalające na kolana ;)
Szczerze? Chyba nawet jak ktoś mnie zmusi to i tak odmówię. Nie rozumiem po co światu takie książki, ale cóż świata zrozumieć się nie da;P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://pokolenie-zaczytanych.blogspot.com
To raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cinder, a tom II o czerwonym kapturku i wilku - jeszcze lepszy!
OdpowiedzUsuńTak to już jest, że jeżeli jakieś klimaty nam nie odpowiadają, to rzadko książki przypadają do gustu. Takie życie... Też nie jestem wielką fanką science - fiction, więc raczej po książkę nie sięgnę... :)
OdpowiedzUsuń