Cieszę się, że odzew na moją pierwszą
recenzję anime był tak pozytywny!
Postaram się je dodawać co drugi/trzeci tydzień. Na początek będą to pozycje,
które zrobiły na mnie wrażenie, później postaram się dodawać opinie dotyczące
bieżących sezonów. „Paradise Kiss” chodziło za mną od jakiegoś czasu aż w końcu
postanowiłam, że nie ma na co czekać. Wciągnęło mnie cholernie i uważam za
zbrodnię, iż jest tylko 12 odcinków. To jakaś nowa forma sadyzmu. Także jest to
josei, więc jeśli nie macie 18, teoretycznie nie jest to pozycja dla Was, ale
wiadomo, jak to bywa.
Yukari „Caroline” Hayasaka jest
osiemnastoletnią dziewczyną, która nie ma marzeń. W swoim życiu miała tylko
jeden cel: uczyć się dobrze, aby zadowolić matkę. Jednak pewnego dnia, dziwny
chłopak zaczepia ją na ulicy i błaga, aby została jego modelką. To spotkanie na
zawsze zmieni życie naszej bohaterki. Caroline odnajdzie pasję, zyska marzenia,
po raz pierwszy prawdziwie pokocha i z wegetującej licealistki zmieni się w
prawdziwą kobietę.
Nie widziałam nawet 1/3 wszystkich
anime, jednak śmiało stwierdzam: Ai Yazawa jest moją ulubioną autorką mang, na
podstawie których powstają cudowne produkcje. Ta kobieta kreuje wspaniałych,
głębokich bohaterów, którzy wzbudzają w odbiorcy całą gamę uczuć. Coś niesamowitego.
W „Paradise Kiss” pojawiło się kilka postaci, którym pragnę poświęcić
szczególną uwagę, bowiem były naprawdę bardzo interesujące.
Arashi Nagase gra w zespole, ma agrafki
w twarzy i rozczochrane blond włosy. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, uznałam,
że będzie jednym z tych głupkowatych, wesołych gości, którzy żyją z dnia na
dzień i są zwyczajnie dziecinni. To absolutnie zwodnicze wrażenie. Arashi to
młody mężczyzna, który wbrew wszelkim pozorom jest odpowiedzialny, sumienny i
rozsądny. Zgadzałam się z jego przemyśleniami na temat poczynań Yukari. To on
jako jedyny, zamiast bezmyślnie jej przytakiwać i akceptować wszystko,
powiedział jej, że nie robi dobrze. Poradził Caroline, dał jej do myślenia.
Gdyby nie jego niewymuszona interwencja, dziewczyna miałaby duże kłopoty.
Okazał się być dobrym, wyrozumiałym, mądrym facetem, a jego największą i jedyną wadą
jest bezpodstawna zazdrość o dziewczynę, przy czym stawał się lekko agresywny.
Bardzo zaskoczyła mnie ta postać i zrobiła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie.

Głowna bohaterka była dla mnie dużym
zaskoczeniem. Jeśli oglądacie anime, wiecie, że autorzy mają skłonność do
tworzenia głupich, bezmyślnych trzpiotek, na które zwyczajnie żal patrzeć.
Yukari jednak, mimo że żyła w nudnej monotonii, radzi sobie doskonale. Zwrócił
na nią uwagę niezwykle charyzmatyczny, przystojny i utalentowany młody mężczyzna,
jednak ona nie ośmieszała się przy nim. Jego bezczelne, zawadiackie uwagi,
które często były zabarwione podtekstem i miały na celu wyprowadzić ją z równowagi,
zbywała lub ignorowała. Nie należy do tych dziewczyn, którym nigdy nic nie
wychodzi, a ten „jedyny” i tak uważa je za wspaniałe (nie wiem z jakiego,
kurde, zasranego tytułu, bo one są zwyczajnie żałosne). Pomimo faktu, że od
zawsze wszyscy powtarzają jej, że jest piękna, Caroline w siebie nie wierzy,
głównie przez matkę, dla której liczyły się tylko wyniki jej nauki. To właśnie
jej pierwszy partner pomógł jej odnaleźć w sobie kobietę, to dzięki niemu
zaczęła marzyć. Kolejne pozytywne zaskoczenie.
Ostatnią postacią, którą pragnę Wam
przybliżyć jest Jouji „George” Koizumi. To najbardziej skomplikowany bohater w
całym anime. W którymś momencie ich związku, Yukari stwierdziła, że nie zdołała
jeszcze rozgryźć George’a. Mnie także nie udało się tego uczynić w 100%. Być
może, jeśli odcinków byłoby więcej, w efekcie nie przyśpieszono by tak akcji i
nie wycięto pewnych scen, odbiorca miałby większe szanse, aby zrozumieć tego
utalentowanego młodego projektanta. Tak jednak nie jest. To postać pełna
sprzeczności, jednak nie ma się poczucia, że wyposażono ją w zlepek gryzących
się ze sobą cech, raczej czujemy, iż jest coś, czego o nim nie wiemy. I właśnie
to „coś”, wyjaśniłoby dlaczego właśnie tak zachowuje się George.
Niejednokrotnie wspominano, że jest on „dżentelmenem”, i jest – jeśli wszystko
mu pasuje. W momencie, kiedy wydarzy się coś nie po jego myśli, staje się
zwyczajnie chamski i nie ma na tyle klasy, by choć odwieźć tę biedną pannę do
domu, bo jest środek nocy. Jednak po takim incydencie, on robi coś, co sprawia,
że myślisz: „Kurde, to naprawdę troskliwy i ciepły facet!”. Opiekował się
Yukari, jednoczenie jednak nie chciał być dla niej wsparciem. Szczerze gardził
kobietami, które nie podejmowały same decyzje. Wciąż powtarzał Caroline, że ma
być niezależna, że to jej życie i jej decyzje. Nigdy nie wypowiedział się, co
sądzi o jej poczynaniach, tylko je akceptował bez zająknięcia. Często z jego
ust padały okrutne osądy, a reakcje Yukari udowadniały, że ma ona cholernie
grubą skórę. Obejrzałam wszystkie odcinki i nadal nie wiem, co on tak naprawdę
czuł do głównej bohaterki. Nie rozumiem do końca jakim jest człowiekiem. Jednak
to osoba przyciągająca ludzi, bardzo tolerancyjna, krytykująca ale jednocześnie
pełna wyrozumiałości. Nie zdziwi Was zapewne, że to kobieciarz, ale ośmielę się
stwierdzić, że kochał Caroline. Niezwykła postać, doprawdy nie wiem, jak go
odbierać, jeszcze nigdy bohater nie wzbudzał u mnie tak wielu sprzecznych
emocji.
Opening i ending: świetne. Piosenki są
przyjemne dla ucha, tak samo zresztą, jak grafika. Nic dodać, nic ująć.
Fabuła, co prawda, opowiada o
dziewczynie, która dąży, by zostać modelką. Jednak jeśli spodziewacie się, że
spotkacie w „Paradise Kiss” wybiegi, trudy modelingu, zawziętą rywalizację
między początkującymi pięknościami, to się rozczarujecie. Akcja skupia się na
zmianach, jakie zachodzą w głównej bohaterce. Obserwujemy, jak budzi się w niej
pragnienie, by coś osiągnąć, jak zaczyna do czegoś aspirować, a nie idzie ślepo
w kierunku, który wskazuje jej matka, bo sama nie ma pomysłu na życie i jest
jej wszystko jedno. Jesteśmy świadkami tego, jak sama podejmuje swoje pierwsze
ważne decyzje i stara się dojść, co chce robić w przyszłości.
Grafika i kreska niewiele różni się od
tej występującej w „Nanie”. Nic w tym dziwnego – w końcu to dzieła tej samej
autorki.
Zakończenie tej historii wzbudza emocje.
Jednym się podoba, innym nie. Ja należę do drugiej grupy. Ai Yazawa po raz
kolejny rozszarpała mi serce, by następnie bezlitośnie posypać sól na jego
strzępy. Wspominałam już, że nie jestem fanką romansów, jednak potrafię docenić
umiejętnie i inteligentnie poprowadzony wątek romantyczny. Lubię mądre romanse
z mądrym zakończeniem, a tutaj właśnie takie ma miejsce. Bardzo poruszający
finał, kiedyś wstydziłabym się to napisać, ale nie obecnie – płakałam, a raczej
wyłam. Poczułam ból i radość zarazem. Ai Yazawa to bardzo wyrafinowana
sadystka. I wiecie co? Mam nadzieję, że to nigdy się nie zmieni.
Autor: Ai Yazawa
Tytuł: Paradise Kiss
Studio: Madhouse
Reżyser: Osamu Kobayashi
Data wydania: 13 października 2005
Liczba odcinków: 12
Ocena: 9/10
Ann
Sądzę, że powinnaś kontynuować serię o anime, bo jest to coś czego nigdzie nie ma tak naprawdę, chociaż wielką zwolenniczką nie jestem, co już ostatnio pisałam, sądzę, że dość trafnie przekonujesz do obejrzenia konkretnych anime, i ta wydaje się również ciekawa. Czy znajdziemy tutaj w przyszłości anime Czarodziejek z księżyca?:)
OdpowiedzUsuńDzięki! :D Zamierzam tę serię z wielką przyjemnością dalej rozwijać.
UsuńNiestety recenzja "Czarodziejek" się nie pojawi, ponieważ tego tytułu nie oglądałam, i nie mam w planach kiedykolwiek po niego sięgnąć. Do pewnych klasyków się wraca, innych się już nie rusza. Sądzę, że "Czarodziejki z księżyca" należą do drugiej grupy. :)
Uwielbiam Paradise Kiss, a jeszcze bardziej Nanę, też autorstwa Yazawy.
OdpowiedzUsuńNiestety nie przepadam za anime. Może kiedyś się przełamię :)
OdpowiedzUsuńCo prawda tego anime nie oglądałam, ale jestem w trakcie czytania czytania jej pierwowzoru, który w moich oczach wypada całkiem pozytywnie. Jak na razie czytam drugi z pięciu tomików.
OdpowiedzUsuńNa podstawie tego, co piszesz, można wyraźnie wywnioskować, że nie znosisz tych niezdarnych bohaterek bez charakteru. Nie dziwię się. ;)
Próbowałam, przysięgam(!), przekonać się do mang - nie mogę. Coś mnie odpycha, nie potrafię wczuć się w klimat i cholernie zazdroszczę tym, którzy je czytują. Zapoznanie się z pierwowzorem, a także znajomość zakończenia (czasem, jak wiemy, produkcję kończy się w środku i nigdy nie tworzy kontynuacji, przykład: "Skip Beat!") i niezawartych w anime wątków jest bezcenna. Życzę miłej lektury, na pewno warto!
UsuńA kto je lubi? Są irytujące, głupawe i wzbudzają w czytelniku niesmak Jednym słowem: okropność. ;)
Z mangi czytałam tylko pierwszą część Dragonballa, ale moja koleżanka jest ogromną fanką :)
OdpowiedzUsuńZapraszam więc koleżankę w niedzielę. ;)
UsuńNie miałam nigdy stycznosci z anime, ale mój brat bardzo często je ogląda i ja też chciałabym spróbować. Jednak jeżeli to nie będzie dla mnie to nie będę udawać, że to lubię. Zacznę chyba od poleconego przez Ciebie dzisiaj anime. Mam nadzieje, ze okaże się dobrym początkiem i mnie nie zawiedzie.
OdpowiedzUsuńJak najbardziej uważam, że to odpowiednia pozycja do rozpoczęcia swojej przygody z anime. Nikt nie ukrywa, iż to bardzo specyficzne produkcje i nie każdemu się podobają, więc jeśli tego nie poczujesz, nie ma co się zmuszać do oglądania. Ja ze swojej strony życzę ci miłego seansu! :)
Usuń